„Bióro” PSS w Sokołowie, a moja matura?
Maj – miesiąc strażaków i maturzystów. Odkąd sięgam pamięcią, także miesiąc kwitnących kasztanów ? tu skojarzenie z maturą – i kwitnących bzów, tak oczekiwanych przez zakochanych. Maj to także miesiąc różnych historycznych rocznic.
Od rocznicy konstytucji 3 maja 1791, przez Dzień Zwycięstwa 9 maja 1945, kończący II wojnę światową, po rocznicę naszego wstąpienia do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku. Jeśli do tego dodać jeszcze uroczystości religijne, w tym roku szczególnie dla nas, Polaków, ważne, bo naznaczone kanonizacją naszego wielkiego rodaka św. Jana Pawła II. Na brak okazji do świętowania nie możemy narzekać. Był więc czas na rodzinne i koleżeńskie spotkania, na zadumę i dyskusję o naszych wzlotach i upadkach, na wspomnienia.
Do tych majowych wspomnień zachęcało radio, więc napisałem swoje i prawdopodobnie wysłałem Dlaczego prawdopodobnie? Bo nie mam pewności, czy nie zawodzi elektronika. Z moim komputerem dzieją się przedziwne rzeczy. Żona twierdzi, że to ze mną, ale ja zbieram dowody i cały czas zgłębiam tajemnicę tego diabelskiego wynalazku. Mam płochą nadzieję, że już niebawem nie „zrobią mnie w konia” różni spece od komputerowego biznesu. Utwierdza mnie w tym postanowieniu mój 8-letni wnuczek Kacperek, najlepszy komputerowiec w całej klasie mojej byłej szkoły w „ruskich dołach”.
Kiedy do niej chodziłem w latach czterdziestych, o komputerach nikt nie słyszał. Szczytem marzeń było radio – najpierw na kwarc, później lampowe zasilane bateriami, bo miasto jeszcze nie miało elektryczności. Uczyliśmy się przy świeczkach, lampach naftowych i karbidówkach. Koledzy nie mogą się nadziwić, że teraz czytam bez okularów. Tłumaczę im, że to zawdzięczam karbidówce i marchewce, którą musiałem jeść by nie podpaść babci Emilowej.
Czytało się wtedy dużo. Z piwniczki pana Kojro na ulicy Długiej powieści o dzielnych Apaczach Karola Maja i o szarej wilczycy Jacka Londona, bądź trzech muszkieterach Dumasa. W księgarni pani Sudarowej zawsze czekały ciekawe gazety ?Świat Młodych? dla mnie i ?Przyjaciółka? dla mamy i siostry. Zabawne felietony Wiecha z ?Życia Warszawy? przerabialiśmy na skecze, odgrywane później na podwórkach i w domach przy Siedleckiej i Repkowskiej. Nie było telewizji. Była pomysłowość i dziecięca wyobraźnia.
Ta wybujała wyobraźnia o mało nie skończyła mojej ścieżki edukacyjnej. Było to w maju 1955 roku. Pisemna matura z języka polskiego Na tablicy prof. Zygmunt Kamiński napisał temat: ?Uzasadnij dlaczego Światowe Biuro Pokoju podjęło uchwałę o uczczeniu rocznicy urodzin Adama Mickiewicza?. Tak to brzmiało. Istotne było w tym słowo ?biuro? napisane prawidłowo prze otwarte ?u?. Ja dopatrzyłem się w tym słowie błędu, którym nasz polonista postanowił się odegrać za zbiorowe ucieczki z klasy, gdy były tzw. okienka, czyli wolna lekcja, którą zawsze odbierał nam ?Zyzio?, byśmy słuchali płyt z nokturnami Chopina lub pieśni do słów Słowackiego w wykonaniu kolegi ze starszej klasy Heńka Wierzchowskiego. Bywało jeszcze gorzej, gdy spragnionych ganiania za piłką skazywano na wysłuchiwanie uczonych wykładów prof. Kazimierza Wyki z uniwersyteckich studiów naszego nauczyciela.
Dla mnie słowo ?biuro? pisało się tak, jak na szyldzie Powszechnej Spółdzielni Spożywców Społem na końcu ulicy Lipowej. Tam było “Bióro” Zarządu PSS w Sokołowie Podlaskim?. Całe lata chodziłem do szkoły na Kupientyńską obok tego szyldu i do głowy nie dopuszczałem, że może być inaczej! Nie dam się zagiąć Zyziowi. Temat pracy przepisałem po swojemu przez ?o? z kreską. Nie było czasu ani możliwości sprawdzić w słowniku ortograficznym, jak pisze się poprawnie to słowo.
Z rozmów z kolegami wyszło, że dałem plamę. Bałem się wracać do domu, by nie sprawić przykrości mamie i nie narazić się na szyderstwa siostry. Włóczyłem się po mieście, aż spotkałem Elę Perłowską, koleżankę z klasy. Poszliśmy sprawdzić poprawność napisu na szyldzie. Było tak, jak mówiłem i napisałem w swojej pracy maturalnej. Ela – pilna uczennica przyznała racje naszemu poloniście, ale po przepytaniu, co napisałem o paryskich czasach naszego Wieszcza, stwierdziła że nie muszę się martwić. Taki błąd zapewne będzie uznany za przyczynę stresu. Wie, co mówi, bo jest córka znanego w Sokołowie lekarza. Tak też się stało. Maturę zdałem. Wstyd za naiwną wiarę w to co przekazują różne biura i brak zaufania do autorytetów pozostał do dziś.